W Julianowie, na terenie budowy fermy kurzej i planowanej biogazowni, doszło do skażenia gruntu i wód podziemnych przez zgromadzoną tam w wielkich ilościach gnojowicę - uważają członkowie Stowarzyszenia Ekologicznego „Piękne Dąbrowy”. Ich zdaniem właściciel terenu, przy biernej postawie kompetentnych organów, próbuje teraz, za pomocą ciężkiego sprzętu, zatrzeć ślady katastrofy.

Gnój z Byczej Góry

CZY DOSZŁO DO KATASTROFY

W Julianowie, małej wsi pomiędzy Dźwierzutami i Sąpłatami, znajduje się należące do Zbigniewa Ronkiewicza duże gospodarstwo rolne nastawione na chów bydła. W pobliżu trwają przygotowania do budowy mającej liczyć około miliona sztuk drobiu fermy kurzej oraz planowanej drugiej pod względem wielkości w Europie biogazowni. Na znajdującej się na tym terenie Byczej Górze, składowany jest obornik pochodzący z hodowli bydła. Po obfitych opadach deszczu, które miały miejsce w niedzielę 8 sierpnia, na skutek podmycia przez wodę, zaczął on gwałtownie spływać w dół. Najpierw dotarł do znajdującego się tam zbiornika wodnego, a następnie, po przerwaniu grobli, do wykopanego poniżej olbrzymiego dołu. Według członków stowarzyszenia „Piękne Dąbrowy”, sytuacja ta doprowadziła do katastrofy ekologicznej, która najprawdopodobniej spowodowała skażenie gruntu oraz zbiornika wód podziemnych GZWP nr 213 Olsztyn.

EKOLODZY: KTOŚ ZACIERA ŚLADY

Po ostatnich opadach deszczu ekolodzy podjęli szereg działań mających na celu zainteresowanie problemem kompetentne organy, choć już od 2008 roku informowali władze gminy Dźwierzuty o nieprawidłowościach związanych ze składowaniem w tym miejscu gnojowicy. Teraz zaistnienie katastrofy zgłosili najpierw policji oraz wójtowi Frączkowi, wykonali też szczegółową dokumentację fotograficzną. Interweniowali również u starosty, a opis sprawy przesłali do prokuratury, WIOŚ i Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie. Szczególne zaniepokojenie członków stowarzyszenia budzi to, że zaraz po tym, jak sprawa ujrzała światło dzienne, na miejscu pojawił się ciężki sprzęt przykrywający zalegający tam wciąż obornik. Zasypany został już dół, do którego na skutek ulewy spłynęły nieczystości. - Ma to na celu zatarcie śladów katastrofy – uważa Tadeusz Sudak, prezes stowarzyszenia „Piękne Dąbrowy”. Podczas jednej z interwencji prosił nawet policjantów o to, by uniemożliwili prowadzenie dalszych prac i zabezpieczyli teren. Tak się jednak nie stało. - Ciężki sprzęt pracował tam również dziś (czwartek, 12 sierpnia – E. K.) - mówi inny członek stowarzyszenia, Jerzy Anderszewski. W opinii ekologów władze gminy Dźwierzuty wobec zaistniałej sytuacji wykazały zupełną bierność, a wójt podczas prowadzonych rozmów albo bagatelizował problem, albo w ogóle unikał kontaktu.

OBAWY NA WYROST

Tadeusz Frączek nie zgadza się z tą oceną. Zapewnia, że podjął wszelkie niezbędne czynności mające wyjaśnić sprawę i osobiście wizytował teren. W reakcji na sygnały stowarzyszenia, urząd gminy zlecił zbadanie próbek gleby i wody z Julianowa Stacji Chemiczno-Rolniczej w Olsztynie. - Dopiero to da nam odpowiedź na pytanie, czy mamy do czynienia z katastrofą – uważa wójt. Problem w tym, że, jak się dowiedzieliśmy, podmiot, któremu gmina zleciła wykonanie badań w wyznaczonym terminie (środa, 11 sierpnia), nie zrobił tego, tłumacząc, że działka, z której miały być pobrane próbki, znajduje się na prywatnym terenie.

Nie udało się nam uzyskać odpowiedzi na pytanie, dlaczego wójt nie wystąpił w takim razie o zgodę na pobranie próbek do Zbigniewa Ronkiewicza. Pracownica UG nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła pojawiającym się domysłom, by miał on nie wyrazić na to pozwolenia. Zamiast tego usłyszeliśmy, że badanie wykona WIOŚ, a nastąpi to najprawdopodobniej w tym lub przyszłym tygodniu. - Właściciel terenu zapewnił nas, że obornik na działce w Julianowie był składowany tymczasowo, po czym miał zostać rozrzucony na polach – mówi Ewa Marud z UG w Dźwierzutach, odpowiadająca za ochronę środowiska. Według jej szacunków, na Byczej Górze znajdowało się najwyżej 4 – 5 przyczep nawozu. Urzędniczka przyznaje, że taki sposób składowania, bezpośrednio na gruncie, jest niewłaściwy, dodaje jednak zaraz, że podobne praktyki stosuje większość rolników.

Wójt Frączek uważa, że obawy ekologów są na wyrost. - Panika na taką skalę jest niepotrzebna. Ze wstępnych ustaleń wynika, że do żadnej katastrofy nie doszło – twierdzi. Zaznacza jednak, że poprosił właściciela działki, by ten do czasu wyjaśnienia sprawy wstrzymał wszelkie prace porządkowe z użyciem ciężkiego sprzętu. Ten jednak, jak wynika z obserwacji ekologów, nie podporządkował się temu.

O tym, że do katastrofy ekologicznej nie doszło, przekonani są również urzędnicy starostwa. W poniedziałek, zaraz po sygnale od członków stowarzyszenia, na miejsce przyjechał starosta Jarosław Matłach wraz z głównym specjalistą z Wydziału Rolnictwa, Leśnictwa i Ochrony Środowiska Janem Sikorą. - Akurat trwały tam prace ziemne przygotowujące dojazd do miejsca, gdzie nastąpiło osunięcie obornika – relacjonuje Jan Sikora, dodając jednocześnie, że wyjaśnienie sprawy leży w kompetencji wójta Dźwierzut, a nie starostwa. Podziela zdanie urzędników gminnych, że do katastrofy w Julianowie nie doszło. - Było to raczej zdarzenie losowe spowodowane intensywnymi opadami, a nie klęska ekologiczna – uważa Jan Sikora.

TOLERANCJA BEZPRAWIA

Ekolodzy ze stowarzyszenia „Piękne Dąbrowy” są zbulwersowani postawą urzędników. - Wójt Dźwierzut nie zna aktów prawnych regulujących kwestie ochrony środowiska, które nakazują mu zdecydowaną interwencję w podobnych przypadkach – twierdzi Tadeusz Sudak, powołując się na pismo dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, które jednoznacznie wskazuje wójtowi sposób postępowania. Zdaniem członków stowarzyszenia o tym, że doszło do katastrofy świadczy ilość składowanego w Julianowie obornika. Według ich szacunków, mogło to być kilkaset metrów sześciennych nawozu. Zwracają też uwagę, że głęboki dół, do którego spływał gnój, został wykopany nielegalnie, a do tego był niezabezpieczony. Dziwi ich, że choć sami urzędnicy przyznają, że sposób składowania obornika pozostawiał wiele do życzenia, to tolerowali naruszenie przepisów.

Czynności w tej sprawie prowadzi Wydział Kryminalny KPP w Szczytnie. Zebrane przez policjantów materiały trafiły już do Prokuratury Rejonowej w Szczytnie z wnioskiem o wszczęcie śledztwa.

- Wykonaliśmy na miejscu czynności dokumentujące stan faktyczny. Przesłuchano też świadków oraz poinformowano organy odpowiedzialne za ochronę środowiska w Olsztynie, Urzędzie Gminy w Dźwierzutach oraz w starostwie – mówi st. asp. Andrzej Kozikowski z KPP w Szczytnie. Inwestor, Zbigniew Ronkiewicz, rozmawiać z „Kurkiem” nie chce.

Ewa Kułakowska, o