Kolejne święto grodu, tym razem przebiegające przy niezbyt sprzyjającej aurze, już za nami. Na pl. Juranda wystąpiły gwiazdy – m. in. Krzysztof Krawczyk, Małgorzata Ostrowska i szwedzka wokalistka Velvet. Organizatorzy zapewne ogłoszą następny sukces, jednak obserwując całość imprezy nie sposób oprzeć się wrażeniu, że definitywnie straciła ona swój dawny klimat i stała się jedną z wielu, jakie latem odbywają się w regionie oraz kraju. foto >>

 

Kolejne święto grodu, tym razem przebiegające przy niezbyt sprzyjającej aurze, już za nami. Na pl. Juranda wystąpiły gwiazdy – m. in. Krzysztof Krawczyk, Małgorzata Ostrowska i szwedzka wokalistka Velvet. Organizatorzy zapewne ogłoszą następny sukces, jednak obserwując całość imprezy nie sposób oprzeć się wrażeniu, że definitywnie straciła ona swój dawny klimat i stała się jedną z wielu, jakie latem odbywają się w regionie oraz kraju.

Impreza bez klimatu

KORKI, JARMARK I POLITYCY

Zaczęło się jak co roku – od gigantycznych korków na ulicach miasta. Od rana wyłączone z ruchu były główne ulice, a kierowcy musieli korzystać z wytyczonych objazdów. Niektórzy, aby dostać się z jednego punktu Szczytna do drugiego, musieli odstać nawet pół godziny. Ulica Odrodzenia po raz kolejny zamieniła się w miejski deptak, gdzie ulokowali się handlowcy ze swoimi stoiskami. Jarmark Jurnadowy znów nie zaskoczył wyborem i jakością towarów. Dominowały odpustowe plastikowe lub piszczące, pluszowe zabawki, stragany z biżuterią, koszulkami oraz różnego rodzaju chińską tandetą. W gastronomii też bez niespodzianek – uczestnicy imprezy mogli posilić się kebabami, kiełbasą z grilla, zapiekankami, goframi albo pajdą chleba ze smalcem w cenie 5 złotych. Impreza rozpoczęła się na dobre wjazdem Juranda wraz orszakiem, w którym tym razem, oprócz członków Stowarzyszenia „Przyjazne Spychowo” znaleźli się rycerze z bractw z innych regionów kraju. Nie mniej liczną od Jurandowej świtę stanowili zaproszeni na imprezę politycy różnych opcji, od prawa do lewa. Zarówno parlamentarzyści PO, PiS, PSL i SLD nie przegapili okazji, by przed wyborami pokazać się elektoratowi.

ROCK NA TRUMNIE

Pierwszy, piątkowy koncert Dni i Nocy upłynął pod znakiem rockowych brzmień. Na początek zagrała grupa Kim Nowak, po niej na scenie pojawił się zespół VOO VOO. Korzystając z okazji, po występie zapytaliśmy jego lidera, Wojciecha Waglewskiego, o stosunek do twórczości Krzysztofa Klenczona.

- Najbardziej podobał mi się w Czerwonych Gitarach. Głos i charyzma Klenczona były dla mnie bardzo ważne – zdradził nam Wojciech Waglewski. Koncert Czerwonych Gitar był też pierwszym, na który się wybrał, a zaprowadził go brat. Przyszły lider VOO VOO miał wtedy kilkanaście lat.

Jedynym nierockowym akcentem piątkowego koncertu był występ hiphopowca Abradaba. Na koniec zagrał Hunter, któremu na scenie po raz kolejny towarzyszyli odziani w skóry Galindowie. Zespołowi Pawła Grzegorczyka w stworzeniu efektownego show nie przeszkodził nawet padający deszcz. Moknąc wraz z fanami, lider Huntera wykonał kilka utworów, siedząc na proscenium na … wieku trumny.

MIĘDZY KRAWCZYKIEM A NIBY-REGGAE

W sobotę, do późnego popołudnia, gdyby nie zamknięte ulice i rozstawione stragany na ul. Odrodzenia, nie dałoby się odczuć, że trwa święto grodu. Tłumów w mieście nie było widać. Publiczność ściągała na pl. Juranda dopiero na wieczorne występy, dając zarobek głównie sklepom monopolowym i stoiskom z piwem. W czasach świetności Dni i Nocy sobotni koncert był głównym punktem imprezy. W tym roku jednak dla wielu osób stał się rozczarowaniem. Śpiewający momentami z playbacku, statyczny Krzysztof Krawczyk, silący się na mało zabawne żarty z członkami swojego zespołu złożonego głównie z rodziny to chyba zbyt mało, by porwać publiczność. Po nim sztuki tej próbowała Małgorzata Ostrowska. Wokalistka miała trudne zadanie, występując pomiędzy Krawczykiem a idolem nastolatek wylansowanym przez telewizyjny „talent – show”, Kamilem Bednarkiem. Mimo to dała sobie radę, choć, jak później zwierzyła się „Kurkowi”, nawiązanie kontaktu ze szczycieńską publicznością nie przyszło jej łatwo. Na koniec na scenie zaprezentowała się grupa Star Guard Muffin wspomnianego Kamila Bednarka grająca muzykę tylko trochę przypominającą reggae. Największy aplauz wzbudziła u grupki nastoletnich fanek.

- To chyba pierwszy raz w historii Dni i Nocy, kiedy główny koncert zakończył występ mało znanego zespołu – komentowali niektórzy uczestnicy imprezy.

IMPREZA JAK SETKI INNYCH

W niedzielę powtórzył się schemat z poprzednich dni – w okolicy południa raczej pusto, a napływ ludzi do centrum dopiero wieczorem. Większa grupa osób oglądała jedynie pokaz sztuk walki na pl. Juranda. Ostatni koncert Dni i Nocy zdominowały taneczne brzmienia w wykonaniu m. in. Ivana Komarenki i szwedzkiej wokalistki Velvet. Atrakcją wieczoru miała być prezentacja finalistek konkursu Miss Polonia, ale i ona nie wszystkich usatysfakcjonowała.

- Kandydatki nie wystąpiły w ogóle strojach kąpielowych – narzekał pan Piotr oglądający, podobnie jak reszta widzów całość w strugach padającego deszczu.

Czy tegoroczne Dni i Noce zapisały się czymś szczególnym i niezapomnianym? Chyba nie. Obserwując imprezę, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że z roku na rok traci ona swoją odrębność, coś, co wyróżniałoby ją na tle setek innych podobnych świąt miast. Trudno też mówić, że świetnie promuje Szczytno – cóż z tego, że bierze w niej udział liczna publiczność, skoro ściąga ona tylko na wieczorne, darmowe koncerty? W ciągu dnia nie widać większego ruchu, nie daje się odczuć, że miasto żyje swoim świętem.

Ewa Kułakowska/fot. M.J.Plitt