Najpierw 4,5-letni chłopiec w Jedwabnie, potem 1,5-roczna dziewczynka w Lemanach – w odstępie zaledwie kilku dni na terenie powiatu doszło do dwóch przypadków pogryzień dzieci przez psy. Weterynarze, urzędnicy oraz osoby zajmujące się na co dzień zwierzętami nie mają wątpliwości, że za każdym takim zdarzeniem kryje się ludzka nieodpowiedzialność i brak należytej opieki nad czworonogami. Na dodatek obowiązujące dotąd przepisy obligujące właścicieli do rejestrowania ras uznanych za niebezpieczne nie zdają egzaminu, bo zazwyczaj najbardziej agresywne są mieszańce, a nad tymi w Polsce nie ma żadnej kontroli.

Kiedy Burek zmienia się w bestię

POGRYZIONE DZIECI

W ostatnich tygodniach z regionu często napływają niepokojące informacje o przypadkach pogryzień. Ofiarami zazwyczaj są małe dzieci. W samym tylko powiecie szczycieńskim w ciągu zaledwie tygodnia odnotowano dwa takie zdarzenia. Przypomnijmy, że do pierwszego z nich doszło w Wielką Sobotę 23 kwietnia. Czteroipółletni Kuba przyjechał z rodziną z Poznania do Jedwabna na święta do rodziny. Podczas zabawy na podwórku z siostrą został zaatakowany przez mieszańca buldoga amerykańskiego należącego do właściciela posesji. Dziecko znało psa, bo wcześniej się z nim bawiło. Rannego chłopca przewieziono do szpitala w Olsztynie. Tam stwierdzono liczne rany kąsane okolic ucha, oka, policzka i szyi. Kuba przeszedł operację, w trakcie której lekarze założyli mu około 100 szwów. Z kolei we wtorek 26 kwietnia 1,5-roczną Martynkę zaatakował w Lemanach pies sąsiadów. Do wypadku doszło w chwili, gdy mama dziewczynki wraz z sąsiadką piły kawę na werandzie. Mała bawiła się wtedy wraz z innymi dziećmi. W pewnym momencie zaczęły one krzyczeć, że poszła w kierunku psa. Matka próbowała ją powstrzymać, ale było za późno. Uwiązany na łańcuchu 6-letni owczarek niemiecki doskoczył do dziecka i ugryzł je w głowę. Martynka trafiła do szpitala w Olsztynie z ranami głowy. Na szczęście jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Z danych Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Szczytnie wynika, że rocznie w powiecie notuje się około 100 przypadków pogryzień przez psy. W 2011 r. do tej pory było ich łącznie 19.

- Szczyt pogryzień przypada na okres wakacyjny, kiedy przebywa u nas wielu turystów, często zachowujących się nieostrożnie – mówi powiatowy lekarz weterynarii dr Jerzy Piekarz.

KULAWE PRZEPISY

Czy podobnych nieszczęść można uniknąć? Sposobem na to miały być odpowiednie przepisy.

W 1998 roku minister spraw wewnętrznych i administracji wydał rozporządzenie obligujące właścicieli psów ras uznanych za szczególnie niebezpieczne do występowania do gminy o stosowne zezwolenia. Na ministerialnej liście znalazło się jedenaście ras. Praktyka pokazuje jednak, że przepisy te nie zdają egzaminu. W Szczytnie od początku ich obowiązywania wydano 36 zezwoleń na rasy uznane za niebezpieczne, przy czym aż 35 w 1999 roku, tuż po wejściu rozporządzenia w życie.

- Wtedy z wnioskami występowali do nas przede wszystkim właściciele rottweilerów, ale dziś te osoby wyprowadziły się z miasta – informuje inspektor Danuta Chrzczanowicz z Urzędu Miejskiego w Szczytnie. Ona sama zajmuje się tymi sprawami od 2003 roku i od tamtej pory wpłynął do niej tylko jeden wniosek o rejestrację rasy niebezpiecznej. Jeszcze mniej zgłoszeń odnotowano w powiecie. Przykładowo, w gminie Szczytno wydano zezwolenia na dwa takie czworonogi, owczarki kaukaskie. Z kolei w gminach Jedwabno i Pasym nie ma wcale zarejestrowanych psów z ministerialnej listy. Jak podkreśla Danuta Chrzczanowicz, procedura rejestracji odbywa się na wniosek zainteresowanego, czyli właściciela. To oznacza, że urząd nie ma praktycznie żadnej kontroli nad czworonogami mogącymi stwarzać potencjalne zagrożenie. Nie może też nikogo zmusić do zarejestrowania takiego zwierzęcia.

- Jeśli właściciel stara się o zezwolenie, musi mieć dokumenty potwierdzające, że pies należy rzeczywiście do konkretnej rasy, czyli rodowód wydany przez związek kynologiczny – mówi inspektor. W przypadku, gdy takich dokumentów nie ma, pies uważany jest za mieszańca, a o nich rozporządzenie w ogóle nie wspomina.

HODOWLE POZA KONTROLĄ

Tymczasem, jak wynika ze statystyk, to one w większości przypadków są sprawcami pogryzień. Lekarz weterynarii Joanna Auguścik zwraca uwagę, że największe prawdopodobieństwo wystąpienia cech negatywnych występuje u mieszańców w typie danej rasy, czyli np. pomiędzy potomstwem dwóch amstaffów, które nie mają rodowodów. - Pies niepochodzący z profesjonalnej hodowli nigdy nie będzie miał cech, jakie są od niego wymagane – mówi Joanna Auguścik. Według niej poważną luką prawną jest brak kontroli nad łamiącymi prawo hodowcami. W konsekwencji przybywa mieszańców, które mogą stanowić zagrożenie dla ludzi. Jednocześnie, jak zauważa, sprawcami większości pogryzień wcale nie są czworonogi reprezentujące rasy uznawane za niebezpieczne, ale owczarki niemieckie. Tych na ministerialnej liście nie ma.

- Groźne mogą być również uchodzące za bardzo łagodne labradory – mówi lekarz. Jej zdaniem receptą na rozwiązanie problemu agresywnych czworonogów jest ścisła kontrola nad mieszańcami, ich sterylizacja oraz wprowadzenie surowych kar za wyprowadzanie psów bez smyczy. Apeluje też do rozsądku kupujących psy z podejrzanych hodowli.

- Nie łudźmy się, że płacąc za takie zwierzę 200 czy 300 zł, nabędziemy osobnika, który rzeczywiście posiada cechy danej rasy. Zanim weźmiemy psa, dobrze się zastanówmy, jak przed kupnem samochodu – radzi lekarz. Właściciele powinni również zdawać sobie sprawę z tego, że decydując się na czworonoga uznawanego za niebezpiecznego, muszą mu poświęcać dużo czasu i uwagi.

- To zwierzęta dla ludzi mądrych i odpowiedzialnych – zauważa lekarz.

PIES TO NIE ZABAWKA

Z kolei Jerzy Piekarz akcentuje to, że zwykle przyczyną agresywnych zachowań psów jest zły sposób ich wychowania.

- Właściciele często swoje negatywne emocje przenoszą na zwierzęta – mówi. Przypomina, że czworonogi też mają ograniczoną cierpliwość i reagują złością, kiedy człowiek na zbyt wiele sobie wobec nich pozwala.

- Pamiętajmy, że pies to nie zabawka i czasem się buntuje – podkreśla Jerzy Piekarz. Dodaje też, że problem pogryzień będzie istniał dopóki, dopóty nie zostanie rozstrzygnięta kwestia psów bezpańskich, bądź tych, które właścicieli mają, lecz biegają samopas. Sylwia Warczak – Chojnacka, wolontariuszka ze schroniska „Cztery Łapy” potwierdza, że za agresywnym zachowaniem psów zawsze stoi człowiek.

- Nie do końca jest tak, że to konkretna rasa wiąże się z agresją. Głównym powodem jest ułożenie psa, jego wychowanie – mówi. Dodaje, że do schroniska często trafiają czworonogi, które doświadczyły krzywdy od ludzi i same stały się groźne. - To ich reakcja obronna. Wiele psów trafiających do nas nie wie nawet, co to dotyk ludzkiej ręki – dzieli się swoimi obserwacjami Sylwia Warczak – Chojnacka. Z drugiej strony nie wolno psa „zagłaskiwać”, bo wtedy to on zaczyna panować nad człowiekiem.

- Taka relacja z czasem przeradza się w dominację zwierzęcia – zauważa wolontariuszka.

AMSTAFF WCALE NIE TAKI GROŹNY

O tym, że dobrze ułożony pies, nawet należący do rasy uznawanej za niebezpieczną, może być łagodnym ulubieńcem całej rodziny, przekonuje przykład amstaffa należącego do Joanny Gonciarz z Rudki. Oprócz niego ma jeszcze wziętą ze schroniska suczkę i psa-znajdę. Pani Joanna przyznaje jednak, że początkowo z jej amstaffem były problemy.

- Był oporny, nadpobudliwy, próbował nas zdominować. Odpowiednie wychowanie go zajęło nam prawie rok – opowiada. Teraz jej podopieczny jest przyjazny wobec dzieci i obcych odwiedzających dom. Radzi jednak, by osoby decydujące się na tę rasę brali zwierzęta ze sprawdzonych hodowli, bo wtedy będą znać jego charakter oraz pochodzenie. Pomocna jest również Fundacja Ast zajmująca się szkoleniem i adopcją amstaffów. Dzięki niej już dwa takie psy ze szczycieńskiego schroniska znalazły nowe domy. Jej wolontariusze, dobrze znający swoich podopiecznych, pomagają ich nowym właścicielom w zrozumieniu charakteru i zachowań amstaffów.

Ewa Kułakowska /fot. M.J.Plitt