Niedziela zamazana, taka bez słońca i z zimnym wiatrem. Cóż robić? Jechać, nie jechać? „Na dwoje babka wróżyła”, a tu wygodny fotel nęci, kanapa kusi, telewizor zaprasza... Takie dylematy mieli miłośnicy jednośladów zanim zjawili się na Placu Juranda, gdzie zbiera się Rowerowa Banda.

RUSAŁKI Z NART - 6.04.2014 r.

Mimo rozterek co wybrać, aż piętnaście osób zdecydowało porzucić domowe zacisze i stawiło na miejsce startu. Decydujemy, że pojedziemy na plażę w Nartach i przez Brajniki, Nowy Dwór wrócimy do Szczytna. Po tych ustaleniach „Kręciołowy” peleton rusza w barwnym korowodzie za miasto w stronę Strugi. Niestety brak słońca tym razem nie rozbudził zawilców - stulone drżały z chłodu, jedynie dzielne przylaszczki wszem i wobec ogłaszały swoją obecność. My też troszkę się krzywimy, bo ręce marzły i noski. Na mostku – pierwszym miejscu postoju, kto miał wyciągnął dodatkowe odzienie, by ochronić plecki przed wiatrem. Aż trudno uwierzyć, że sobota była pełna słońca i ciepełka.

Za Strugą wielkie zmiany. Trwająca tam wycinka drzew zupełnie zmieniła krajobraz, las zrobił się jakiś taki dziwny, ogołocony, smutny. Na dodatek droga rozjechana i zniszczona. Strzelają przerzutki, zgrzytają łańcuchy i dzięki temu w sypkim piasku nie tracimy równowagi. Jazda w takich warunkach wymaga wysiłku i uwagi – rozgrzewa. Nie możemy nadziwić ileż to drzew wycięto, ileż stosów ułożono. Zastanawiamy też, czy nasza ulubiona wśródleśna droga uzyska pierwotną, wygodną nawierzchnię.

Było ciężko, ale udało się. Docieramy do drogi Szczytno-Jedwabno. Kawałek jedziemy szosą, mijamy Warchały i z głównej trasy zgodnie z drogowskazem skręcamy na Brajniki.

W okolicach ośrodka Rusałka przez otwartą bramkę dostajemy się na plażę. O tej porze roku cisza nad jeziorem, a przecież latem tłumy plażowiczów oblegają brzeg. Delektujemy ciszą i spokojem - odpoczywamy. Pada propozycja, by zażyć pierwszej kąpieli. Nasi panowie wpadają na wspaniały pomysł, by piękna płeć wskoczyła do jeziora. Natychmiast wykręcamy się brakiem strojów kąpielowych i zapewnieniem, że my już nie Rusałki. Wiemy, wiemy że nasi koledzy, jak na mężczyzn przystało, chcieli popatrzeć na piękne, zgrabne kobiety. Niestety, po zimie mamy oponki i tu i tam więc kształty... rubensowskie. Woda jest tak czysta, że widać esy floresy wyrysowane na dnie jeziora. Specjalnie dla nas świeci słońce i ono przegląda w lustrze wody. Na plaży robi się ciepło, ale nie na tyle by pływać.

Dawno temu, właśnie wiosną zbierały się nad brzegiem tego urokliwego jeziora Rusałki. Piękne Nimfy, odziane jedynie w płaszcze sięgających kolan włosów zażywały kąpieli, śpiewały i tańczyły. Rybacy często kryli się w szuwarach i podziwiali ich pląsy. Pewnego razu do zabawy Rusałek postanowi dołączyć. Wypłynęli z ukrycia, a Panny Wodne spłoszone nagłym pojawieniem nieproszonych gości w panice uciekły i na zawsze porzuciły swoją ulubioną plażę. Dlatego też nie miałyśmy wyjścia i za namową naszych panów na jedną chwilkę przemieniłyśmy w piękne i zwiewne Rusałki . Stanęłyśmy za drzewami i za Danutą Ryn śpiewałyśmy „Kto ma tyle wdzięku co ja?”, co zresztą zostało uwiecznione na zdjęciach. Trudno zgadnąć czy naszym kolegom o to chodziło, ale kąpiel nam darowali. Ruszyliśmy w drogę powrotną.

Po raz kolejny przekonaliśmy się, że aura lubi robić miłe niespodzianki. Znów specjalnie dla nas zaświeciło słońce. Jadąc podziwialiśmy bociany, żurawie i całą pełną uroku budzącą się do życia przyrodę. Minęliśmy Brajniki, Witowo, Nowy Dwór, Dzierżki, Sawicę, by w Janowie skręcić w stronę Sędańska. Tam na chwilkę zatrzymaliśmy przy nieczynnej, słynnej w czasach PRLu fermie lisów, tylko puste klatki przypominały o dawnej świetności tego miejsca. Mijamy Sędańsk i piaszczystą drogą, która lada moment zostanie zmieniona w asfalt, wracamy do Szczytna.

Za nami pełna niezapomnianych wrażeń licząca 40 km trasa. Na pożegnanie Rysio Dąbrowski wypowiada magiczne słowa „a chciałem zostać w domu, na szczęście nie zostałem, bo bym tego wszystkiego nie widział”. Warto więc porzucić domowe zacisze dla takich chwil, dla miłych spotkań z ludźmi, lubiącymi aktywność i umiejących dostrzec piękno rodzimych stron.

Grażyna Saj-Klocek