- Jak można żyć w takiej ruderze? – zastanawiają się mieszkańcy domu wielorodzinnego na ul. Mickiewicza 41 w Świętajnie, domagając się od gminy szybkiego remontu. Stan przedwojennego budynku od dawna już woła o pomstę do nieba, a sytuację pogorszył jeszcze pożar sprzed czterech lat, który wybuchł na poddaszu. Załatany prowizorycznie papą dach przecieka, zalewając mieszkania, a popękany komin w każdej chwili grozi zawaleniem.

Wszystko się tu sypie

NIEBIESKI DOM

Wybudowany jeszcze przed wojną wielorodzinny dom na ul. Mickiewicza w Świętajnie łatwo poznać. Jego cechą charakterystyczną jest niebieska, nadgryziona zębem czasu elewacja wyróżniająca go spośród innych, także starych budynków stojących na tej samej ulicy w sąsiedztwie kościoła. - Dom pomalowano przed dożynkami jeszcze za komuny. I to był jedyny „remont”, jaki kiedykolwiek przeszedł – mówi z ironią jedna z mieszkanek, Barbara Olszewska. Stan budynku od dawna jest opłakany. Na domiar złego pod koniec czerwca 2006 roku na samej górze, gdzie mieszka pani Barbara z dwojgiem dorosłych już dzieci, wybuchł pożar. Ogień całkowicie zniszczył jej mieszkanie, spaleniu uległo całe wyposażenie. Mieszkańcy podejrzewają, że przyczyną pożaru był nieszczelny komin, z którego, jak mówią, od dłuższego czasu leciały iskry zagrażające konstrukcji dachu. Po tragicznym wydarzeniu pani Barbara zamieszkała nad ośrodkiem zdrowia w Świętajnie. Tam spędziła pół roku. - Potem gmina proponowała mi przeprowadzkę do Białego Gruntu i Starych Czajek, ale się na to nie zgodziłam, czekając, aż zakończy się remont spalonego mieszkania – opowiada kobieta.

PROWIZORKA NA DACHU

Do starego lokum na ul. Mickiewicza pani Barbara wróciła w grudniu 2006 roku. Z pomocą w urządzeniu się po pożarze przyszli kobiecie sąsiedzi. Odchodzący z parafii wikary podarował jej meble do kuchni, a właściciel zakładu meblarskiego w Świętajnie, Kazimierz Skalik dwa łóżka. Szybko się jednak okazało, że koszmar, jaki przeszła, wcale się nie skończył. Wszystko przez to, że wykonana przez gminę naprawa dachu była jedynie prowizorką. - Już po kilku dniach po moim powrocie woda zaczęła lecieć z żarówki w kuchni – relacjonuje pani Barbara. Oprócz tego przecieka także sufit nad wejściem do łazienki, gdzie zrobił się już grzyb. Woda leje się również z pomieszczenia na strychu, które najbardziej ucierpiało w pożarze. - Ciągle stoją tu miski z wodą. W nocy, kiedy pada, kładę gąbkę, żeby nie było słychać kropel uderzających o podłogę – skarży się kobieta. Na dodatek woda cieknie po ścianie do mieszkania jej sąsiadów, Heleny i Józefa Krasów. Starsi państwo wykupili lokal od gminy i własnymi silami go wyremontowali. Teraz ich trud idzie na marne. - Nie wiemy, jak ustawić łóżko, żeby nie zostało zalane przez wodę. Jeszcze trochę, a wilgoć zniszczy położone niedawno panele. Nie mamy już sił z tym walczyć – załamuje ręce pani Helena. Jak się okazuje, remont dachu po pożarze ograniczył się tylko do położenia na nim papy. Na zniszczonej przez ogień części brakuje dachówek, nie ma też rynien, przez co przy większych opadach woda przecieka przez okno w mieszkaniu Krasów. Barbara Olszewska chciała wykupić od gminy na własność swój lokal, ale teraz wyklucza taką możliwość. - Nie zrobię tego, dopóki porządnie nie wyremontują dachu – mówi. Kobieta od dłuższego już czasu prosi o to kierownictwo ZGKiM w Świętajnie i wójta, ale, jak twierdzi, bez rezultatu. Z powodu kłopotów nabawiła się nerwicy, uskarża się na skoki ciśnienia. - Chciałabym już zapomnieć o pożarze i tym wszystkim, co w związku z nim przeszłam, ale nie mogę – mówi z płaczem.

KOMIN ZARAZ SIĘ ZAWALI

Dziurawy dach to nie jedyna bolączka mieszkańców. Boją się oni o swoje bezpieczeństwo, bo jeden z kominów lada moment może się zawalić. Raz po raz przy silnych podmuchach wiatru spadają z niego fragmenty cegieł i tynku. - Strach wypuścić na podwórko dzieci, bo w każdej chwili może runąć –dzieli się swoimi obawami Arkadiusz Więcek. Strach budzą także poluzowane, zwisające z rynny dachówki. - Sami łatamy co możemy, ale potrzebny jest tu prawdziwy remont – mówi lokator. Przy okazji żali się, że gmina jakiś czas temu wymieniła mu drzwi wejściowe do mieszkania, montując najtańsze, wykonane z płyty pilśniowej. - Przez to zimą mam lód w domu – mówi Arkadiusz Więcek, dodając, że również u niego panuje wilgoć, przez co chorują jego małe dzieci. Na dodatek dwa lokale na parterze są obecnie niezamieszkałe, choć formalnie właścicieli mają. Zdewastowane, a przede wszystkim niewyobrażalnie brudne przypominają meliny i zdaniem mieszkańców stwarzają zagrożenie sanitarne.

GMINA: MAMY TYLKO 20%

Kierownik ZGKiM w Świętajnie Waldemar Popielarczyk potwierdza, że dom na ul. Mickiewicza 41 to jeden z najgorszych pod względem technicznym lokali, których współwłaścicielem jest gmina. - Posiadamy w nim jednak tylko 20% udziałów, reszta stanowi własność mieszkańców, a my nie mamy prawa remontować w całości części wspólnych, takich jak dach – tłumaczy. W budynku znajduje się sześć mieszkań, z czego tylko dwa należą jeszcze do gminy. Waldemar Popielarczyk zapewnia, że zna fatalny stan obiektu i potwierdza, że grożący zawaleniem komin wymaga przebudowy, a przeciekający dach pilnego remontu. Mając to na uwadze, wysłał do właścicieli mieszkań pisma informujące o stanie budynku i konieczności jego modernizacji. Ci musieliby jednak partycypować w kosztach. Według wyliczeń kierownika, każdy z właścicieli miałby wyłożyć na remont dachu kwotę rzędu 5 tys. złotych. Sprawę komplikuje jednak fakt, że prawo do jednego z lokali, obecnie opuszczonego, ma wnuk zmarłej właścicielki, który obecnie tu nie mieszka, a kierowana do niego korespondencja jest z powrotem odsyłana do ZGKiM. - Jedynym wyjściem byłoby wystąpienie przez nas przeciwko niemu do sądu, ale ten pan nie jest tak naprawdę stroną, a jedynie spadkobiercą – mówi kierownik Popielarczyk. Obiecuje jednak, że dach zostanie w najbliższym czasie załatany. Nie pozostawia jednak złudzeń co do tego, że taka naprawa rozwiąże problem tylko na krótko. O wyremontowaniu przez gminę komina w ogóle nie ma mowy.

Wójt Świętajna Janusz Pabich podziela argumentację kierownika. Tłumaczy, że przepisy zabraniają mu inwestowania w obiekty nienależące do gminy.

A JEDNAK MOŻNA

Czy mieszkańcy rzeczywiście znaleźli się w sytuacji bez wyjścia i nie mogą liczyć na większe wsparcie ze strony samorządu? Okazuje się, że niekoniecznie.

Wójt gminy Szczytno Sławomir Wojciechowski tłumaczy, że podległy mu urząd bardzo często niesie pomoc ludziom zamieszkującym domy wymagające pilnego remontu, niezależnie od tego, czy gmina ma w nich swoje udziały czy nie. Wykorzystuje do tego celu Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. W ramach istniejących przepisów GOPS ma szereg możliwości do tego, by pomóc mieszkańcom w nagłej potrzebie. Dotyczy to również spraw związanych z koniecznymi remontami. Są na ten cel zarezerwowane specjalne środki finansowe w budżecie.

- Kiedy otrzymuję sygnał od mieszkańców, biorę ze sobą pracownika ośrodka pomocy społecznej, budowlańca i jadę, by rozeznać się w sytuacji na miejscu – wyjaśnia wójt.

A JAK JEST W ŚWIĘTAJNIE?

Mimo że z komina na budynku przy ul. Mickiewicza, co widzieliśmy na własne oczy, odpada tynk i w każdej chwili na głowy mieszkańców mogą spaść cegły, wójt Pabich zapewnia, że nie ma żadnego zagrożenia. Zapytany przez nas przyznaje jednak, że nie widział komina, chociaż, jak się okazuje, nie wymaga to wielkiego wysiłku - urząd gminy od feralnego budynku dzieli zaledwie kilkaset metrów.

Ewa Kułakowska