STRAJKIEM W PASAŻERA

Strajki ostrzegawcze, groźby ze strony związków zawodowych, głodówki kolejarzy to sprawy, które jak bumerang wracają każdego roku. Co z tego, że rząd podpisuje porozumienia, jak i tak sprawa wraca, bo nie ma pieniędzy. Odpowiedzialność rząd próbuje zrzucić na samorządy, lecz w ślad za tym nie idą pienišdze lub nawet ich część. Za zaistniały stan odpowiada wielu, czyli nikt.

(Listy do Redakcji...)

Polskie Koleje Państwowe jak sama nazwa mówi są państwowe, nie może zatem państwo chować głowy w piasek. Trzeba zdecydowanych posunięć. Związki zawodowe działające na kolei, a jest ich "tylko" siedemnaście, nauczyły się "rządowego żądania" i nie próbują naprawiać firmy od środka. Czy ktoś wie, że czas pracy przy obsłudze pociągu zajmuje w niektórych przypadkach 3-4 godziny na 12 godzin pracy, a cała reszta to oczekiwanie na pracę lub dojazd do miejsca jej wykonywania? Tu jednak związki zawodowe nie ingerują, bo przy efektywnym wykorzystaniu pracownika może się okazać, że jest przerost zatrudnienia, a to by się wiązało nie tylko ze zwolnieniami pracowników, ale i utratą etatów tzw. związkowych. Administracja też w to nie ingeruje, bo po co. Ich niegospodarność załatwią związkowcy domagając się dotacji.

Żaden zakład w kraju nie ma tylu dyrektorów, naczelników, kierowników co PKP. Czy na to stać tak zadłużoną firmę? Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji? Tak! Przewozy regionalne w całości powinny przejąć samorządy. Nie trzeba będzie wówczas utrzymywać tych wszystkich kolejowych nierobów, którzy chowają się za plecami ciężko pracujących ludzi. Skończą się groźby strajków, a jeden autobus szynowy załatwi sprawę, bo można rozkład opracować tak, że taki szynobus będzie w pełni wykorzystany. A mniejszy od lokomotywy nacisk na oś nie niszczyłby tak torów. I samorządy np. starostwa powiatowe powinny zrobić to szybko, póki tory np. do Wielbarka czy Pisza nie ulegną całkowitej dewastacji. Te rozwiązania są już stosowane na terenie kraju. Kolej nie proponuje tego rozwiązania, bo na co komu konkurencja. Nie proponuje, nie naprawia torów - po co inwestować, lepiej zamknąć linię, po której i tak niedługo nie będzie czym jeździć. Tabor się starzeje, niektóre lokomotywy mają po 40 lat. Brak na remonty wagonów, to taka linia jest zbędnym balastem. Kto zapłaci za te strajki? Wiadomo, pasażer. A nawet ci, co nie korzystają z usług PKP, bo te wszystkie dofinansowania państwowe idą z kieszeni podatnika.

Jeśli nie stać samorządów na przeprowadzenie tego, można ogłosić przetarg na obsługę linii przez tzw. obcego przewoźnika i nieważne czy to będzie rodzimy czy cudzoziemiec, jak to ma miejsce w przypadku supermarketów, czy zakładów przemysłowych. Pasażerowi nie sprawi różnicy, kto go wiezie, on chce dojechać punktualnie i bezpiecznie.

Z nastaniem Nowego Roku decydentom kolei życzę, by zrobili porządek na swoim podwórku, a nie w kieszeni podatników i swoich pracowników. Niech tak zorganizują pracę, by dać możliwość pełnego wykorzystania czasu pracy efektywnie.

Redakcji życzę także zdrowia i dalszego obiektywnego spojrzenia na otaczającą rzeczywistość. Nie ulegajcie żadnym naciskom, róbcie to, co robicie, bo robicie to dobrze.

Marek Kolańczyk

2004.01.07