Kolejny listopad. Felietony do „Kurka Mazurskiego” pisuję od lat piętnastu. Co jakiś czas treścią kolejnego artykuliku było pożegnanie niektórych znajomych. Z reguły tych rozpoznawalnych przez czytelników, czyli popularnych artystów.

Przeglądając swoje archiwum zauważyłem, że zdecydowanie najczęściej owe pożegnania drukowane były w listopadzie. Smutny to bardzo miesiąc i nic się nie zmieniło do dzisiaj, bowiem kilka dni temu zmarł Maciej Damięcki. Bardzo popularny, wszechstronny aktor filmowy i telewizyjny. Znałem go osobiście. Poznaliśmy się wiele lat temu, jeszcze w latach studenckich. Zatem napiszę kilka słów o Maćku.

Maciej Damięcki był starszy odo mnie o dwa lata. Przyszedł na świat w rodzinie aktorskiej. Ojciec Dobiesław Damięcki, matka Irena Górska – Damięcka. Aktorzy. Był też już na świecie trzy lata starszy od brata Damian Damięcki. Minęło nieco lat i obaj młodzi Damięccy zostali aktorami, tak jak ich rodzice. I to aktorami z najwyższej półki. Maciek już w roku 1956, jako piętnastolatek, zagrał w filmie zrealizowanym dla młodzieży, według książki Edmunda Niziurskiego - „Księga Urwisów”. Jeśli któryś z bardziej leciwych czytelników pamięta ów literacki przebój tamtych lat, to dodam, że Maciek zagrał chłopca Miksę. Już cztery lata później błysnął w filmie „Szatan z siódmej klasy”. Podczas swojego zawodowego życia wystąpił w 36 filmach, a także dubbingował 20 filmów obcojęzycznych. To jest bardzo dużo, zatem Maćka raczej rzadko można było podziwiać na teatralnej scenie. Co innego kabaret. To był jego prawdziwy żywioł. Stąd nasza znajomość. Do tematu kabaret zaraz wrócę, ale najpierw przypomnę o tym, że w roku 1966 Maciek ukończył Państwową Szkołę Teatralną i od tej pory miał już status aktora zawodowego. Formalnie związał się na całe lata z warszawskim renomowanym teatrem „Dramatyczny”, ale kabaret wciąż był ulubioną przez niego estradową formą aktorstwa. Zaczął „kabaretować” jeszcze przed dyplomem W roku 1960.

W roku 1957 powstał w Warszawie studencki klub HYBRYDY. Przy ulicy Mokotowskiej. W pałacyku, w którym mieszkał i tworzył Józef Ignacy Krasicki. Mało kto wie, skąd owa nazwa Hybrydy. Studentów zainspirował tytuł jednej z powieści Kraszewskiego – „Hybryda”. No i w tymże lokalu, w roku 1960 powstał studencki teatr i kabaret. Początkowo królował tam Jan Pietrzak. Nieco później, w zespole, ukazały się inne gwiazdy potrafiące napisać tekst, a także wystąpić przed publicznością. Wojtek Młynarski, Adam Kreczmar (zawsze był Adasiem), czy Jonasz Kofta, który tam właśnie, w Hybrydach, napisał swój przebój „Pamiętajcie o ogrodach”. Pośród innych twórców, jako aktorzy, królowali w Hybrydach Stefan Friedman, Piotr Fronczewski, oraz Maciej Damięcki. Najwyższe piętro sztuki kabaretowej. Później Maciek Damięcki nigdy nie odmawiał udziału w estradowych widowiskach. Między innym w kabarecie Józefa Prutkowskiego przy warszawskiej restauracji „Pod Arkadami”.

Skąd znaliśmy się? Otóż ja, nieco później, także rozpocząłem kabaretową działalność w studenckim klubie STODOŁA. Zarówno „Hybrydy”, jak i „Stodoła” żyły ze sobą w przyjaźni. Niejednokrotnie realizowaliśmy wspólne występy, na zamówienie zamożnych firm. Często miałem okazję spotykać się z Maćkiem na owych artystycznych chałturach. No, ale to dawne czasy, przenieśmy się bliżej lat dzisiejszych. 27 lat temu projektowałem w Warszawie, działający do dzisiaj, luksusowy kompleks medyczno – kosmetyczny SHARLEY. Współwłaściciel lokalu, Krzysztof Topolski, obecnie mieszkaniec Roman, koło Szczytna, znając moje estradowe zamiłowania, zaproponował mi zorganizowanie uroczystego otwarcia. Napisałem scenariusz i wyreżyserowałem uroczystość, angażując znakomitą parę aktorów – Ewę Dałkowską i Maćka. Wyszło znakomicie, a pośród publiczności było wiele ciekawych osób. Między innymi Jacek Kuroń, który ochoczo wziął zaimprowizowany udział w estradowym programie.

To była ostatnia moja wspólna robota z Maćkiem. Ale i później spotykaliśmy się towarzysko w „Stodole”, gdzie wciąż funkcjonuje klub STARA STODOŁA. Spotkania raz w miesiącu. A na zakończenie dodam, że pośród ról filmowych z ostatnich lat, jestem zachwycony Maćkiem, w roli Antoniego Fertnera, w serialu o Eugeniuszu Bodo. Oglądałem wiele przedwojennych filmów z Fertnerem i kreację Maćka Damięckiego uważam za prawdziwe mistrzostwo.

Andrzej Symonowicz