Zamysłem władz gminy Szczytno jest, by szkoły podstawowe w Gawrzyjałkach, Romanach i Wawrochach stały się niepublicznymi. Mieszkańcom Wawroch ten pomysł nieszczególnie się podoba. Za dużo jednak do powiedzenia nie mają. Mogą się zgodzić bądź nie z argumentacją wójta, który i tak zrobi, co zechce.

Rewolucja w oświacie

Następni po Trelkowie

W czwartek 18 grudnia w murach szkoły podstawowej w Wawrochach było wyjątkowo burzliwie i głośno, debatowano bowiem o przyszłości placówki. Po jednej stronie barykady zasiadł wójt Sławomir Wojciechowski w silnej obstawie złożonej z urzędników i wielu radnych, po drugiej natomiast - co najmniej setka mieszkańców - rodziców, którym nie podobał się pomysł przekształcenia szkoły w placówkę niepubliczną.

Do prywatyzacji szkół gmina przystąpiła już wcześniej, przekształcając na początek placówkę w Trelkowie. W nowej formule działa ona od września ubiegłego roku i - zdaniem gminnych urzędników - zmiana wyszła szkole na dobre. To, że również inne gminne placówki będą prywatyzowane, wójt zapowiadał "przy okazji" Trelkowa, a obecnie swój plan wprowadza w życie.

Celem spotkań z mieszkańcami - rodzicami z trzech wsi, w których szkoły przeznaczono do reorganizacji, jest informowanie o zamiarach, nie zaś - uzyskiwanie opinii mieszkańców. Ta - jak mówił wójt rodzicom z Wawroch - nie ma większego znaczenia, bo gmina i tak zrobi co zechce. Trzeba jednak przyznać, że próbował rzecz załatwić polubownie i dojść z mieszkańcami do porozumienia. Do wyboru mieli oni dwie opcje: albo zgodzić się na zmiany, albo na... zupełną likwidację szkoły. Wojciechowski zapewniał, że szkół likwidować nie chce, i dlatego nie ma innego wyjścia jak je przekształcić tak, by gmina do oświaty przestała dopłacać.

- Nic się nie zmieni - zapewniał. - Dla dzieci i ich wiedzy wszystko będzie tak samo, bo szkoła będzie miała uprawnienia szkoły publicznej czyli nauczać będzie musiała wszystkiego, czego wymagają programy.

Ekonomiczne względy

Podstawowym argumentem strony urzędowej, przemawiającym za prywatyzacją, są względy ekonomiczne. W placówce sprywatyzowanej bowiem nie obowiązuje karta nauczyciela tylko zwykły kodeks pracy. Oznacza to, że pracodawca - menadżer kierujący szkołą, nie musi już zwracać uwagi na 18-godzinne pensum itp. zapisy nauczycielskiej ustawy. Może w umowie o pracę nakazać nauczycielowi uczenie dziatwy przez 25 czy więcej godzin w tygodniu, za te same (albo i mniejsze) niż obecnie pieniądze.

- Tylko nauczyciele odczują tę zmianę - usłyszeli mieszkańcy od wójta.

- Jak nauczyciele, to i dzieci też - rodzice nie dawali się przekonać dodając, że pracująca w Wawrochach kadra pedagogiczna spełnia wszelkie ich oczekiwania, a może się zdarzyć, że ci sami pedagodzy nie zechcą w szkole pozostać przy zmienionych warunkach.

Wójt Wojciechowski bagatelizował rodzicielskie obawy. Nie widział powodu, dla którego miałaby się zmienić nauczycielska obsada.

- O co wam w ogóle chodzi? - pytał. - Już wiem! - sam sobie odpowiadał. - Chodzi wam o to, że nauczyciele stracą dużo pieniędzy. Na pewno z nimi rozmawialiście, a oni się skarżyli.

Ale nie tylko kwestia kadry pedagogicznej stała rodzicom kością w gardle. Obawiali się też tego, że ekonomia spowoduje daleko idące łączenie klas różnych roczników, co znacznie pogorszy efekty edukacji. Nauczyciele i dyrektor szkoły przyznawali, że jeśli szkoła zamiast potrzebnych 390 tysięcy otrzyma 330 tysięcy złotych, to bez łączenia klas się nie obejdzie.

Tylko subwencja

- My nie chcemy żadnych zmian. Niech zostanie tak, jak jest - rodzice nie ustępowali.

- To nie państwo będziecie o tym decydować - odpierał ataki wójt Wojciechowski.

O walorach przekształceń mówił też przewodniczący rady Wiesław Gołąb informując, że pochodzi z Trelkówka, skąd dzieci uczęszczają do szkoły w Trelkowie (tej sprywatyzowanej - przyp. H.B.).

- I wszyscy są zadowoleni, bo to bardzo dobra szkoła - zapewniał przewodniczący Gołąb, przyznając jednak, w odpowiedzi na zadane pytania, że jego latorośle pobierają nauki w szkole w Linowie, podlegającej zresztą pod samorząd dźwierzucki. - Ale tylko dlatego, że tam zaczęły edukację - tłumaczył się.

Argumenty liczbowe przedstawiała też skarbnik Jolanta Cielecka informując, że subwencja oświatowa na jedno dziecko w szkole wiejskiej wynosi 3911 zł. Rzeczywisty koszt utrzymania ucznia w szkole w Wawrochach wynosi natomiast 6400 zł. Gmina chce zatem przyszłemu menadżerowi przekazać tylko owe niespełna 4 tysiące, a jego (menadżera) rolą będzie takie kierowanie placówką, by te pieniądze wystarczyły. Zapewniali też urzędnicy, że to budżet gminny będzie pokrywał koszty koniecznych remontów, co będzie możliwe właśnie dzięki tej "oszczędności" na dotowaniu pojedynczego ucznia.

Nieugięty wójt

Niezachwiana w swych opiniach postawa urzędników i radnych w ciągu trwania gorąacej debaty brała górę nad emocjami rodziców, którzy powoli spuszczali z tonu, prosząc o to np. by ich szkołę pozostawić bez reformy na dwa lata, albo przynajmniej na rok.

Deklarowali, że własnym sumptem dokonają niezbędnych modernizacji tak, by sprostać m.in. wymaganiom sanepidu.

Wójt swego zdania jednak nie zmieniał. Obiecał jedynie, że w kwietniu lub w maju zorganizuje kolejne spotkanie, na którym pokazane zostaną wyniki oceny działalności placówki w Trelkowie, dokonanej przez fachowców z kuratorium. Wojciechowski był przekonany, że wyniki te będą tak dobre, iż przekonają nawet największych opozycjonistów w Wawrochach.

- Do tego czasu jednak, ze względów formalnych, muszą być podjęte odpowiednie decyzje, jak na przykład uchwała o zamiarze likwidacji placówki publicznej - podsumował Wojciechowski.

Z ponad 3-godzinnej walki na argumenty zwycięsko wyszła strona urzędowa, bo też i od początku zajmowała lepsze pozycje startowe. Mieszkańcy Wawroch, choć nie przekonani, zrezygnowali z oporu, przynajmniej podczas tego spotkania.

Halina Bielawska

2004.01.07