Dla rodzin Mrozów i Zawrotnych z Gromu czas zatrzymał się dawno temu. Do odległej o kilka kilometrów od wsi kolonii do tej pory nie doprowadzono wodociągu - mieszkańcy czerpią wodę z przydomowych, wiekowych studni, a jej jakość pozostawia wiele do życzenia. Rdzawa ciecz nie nadaje się do prania czy mycia, nie mówiąc o piciu. Kolejną zmorą dwóch rodzin jest także fatalny stan drogi dojazdowej do ich gospodarstw.

Tak się tutaj mordujemy

CO TO ZA ŻYCIE

- Żyjemy tu, bo musimy, ale co to za życie - mówi z rezygnacją Marianna Mróz, która wraz z mężem Bolesławem mieszka na kolonii Gromu. Oboje nie należą do najmłodszych - ona ma 65 lat, on - 72. W oddalonym od wsi gospodarstwie mieszkają już 40 lat i od początku los nie szczędzi im zmartwień. Choć miastowym trudno to sobie wyobrazić, małżonkowie nie mają dostępu do bieżącej wody. Czerpią ją z przydomowej studni. Ciecz, która z niej pochodzi, nie zasługuje na miano wody - to rdzawa breja, nienadająca się do prania czy mycia. W dodatku znajduje się na poziomie około 24 metrów i do jej wydobycia potrzebna jest pompa. Stare, poniemieckie rury zamontowane wewnątrz studni coraz częściej odmawiają posłuszeństwa.

- Dawniej, kiedy pompa się psuła, a mąż był jeszcze młodszy, to sam schodził na dół i naprawiał. Teraz już nie zejdzie - mówi Marianna Mróz. - W razie awarii trzeba jeździć do wsi i stamtąd przywozić wodę - dodaje kobieta. Kiedy chce uprać firanki, musi dać je córce, bo gdyby zrobiła to u siebie, wyglądałyby gorzej niż przed praniem. Mieszkańcy obawiają się także, że pochodząca ze studni ciecz może szkodzić ich zdrowiu. W stosunkowo niewielkiej odległości od kolonijnych domostw funkcjonowało przed laty wysypisko śmieci. Ze względu na negatywne oddziaływanie na wody gruntowe, zostało zamknięte, ale odpady nadal na nim zalegają. Marianna Mróz woziła próbki ze swojej studni do szczycieńskiego sanepidu. Ten miał potwierdzić, że woda nie nadaje się do użytku i zalecił, by mieszkańcy na swój koszt budowali wodociąg.

- Oboje z mężem żyjemy za tysiąc złotych renty. Za to mamy sobie wodę robić? Nam nieraz na życie brak - mówi z płaczem pani Marianna. Ze swoim problemem rodzina Mrozów zwracała się do kolejnych burmistrzów Pasymia, poczynając od Wiesława Nosowicza. Prośby mieszkańców nic jednak nie dały, choć w poprzedniej kadencji pojawiła się iskierka nadziei.

- Kiedy prowadzono wodociąg do pobliskich Leleszek, poprzednia burmistrz obiecała nam, że roboty dojdą i tu. Skończyła się kadencja i nic - wspomina Marianna Mróz.

NAS OMINĘLI

W podobnej sytuacji jest także sąsiadka Mrozów, Stefania Zawrotna. Staruszka mieszka wraz z synami w najodleglejszym zakątku Gromu. Także i ona, mimo sędziwego wieku i kłopotów z poruszaniem się, czerpie wodę ze studni. Pomagają jej wprawdzie synowie, ale to nie załatwia sprawy.

- Gdyby była woda, kupiłabym sobie pralkę automatyczną, byłoby mi wtedy lżej - mówi kobieta. Narzeka, że nawet po przegotowaniu woda ze studni ma przykry zapach i podobnie jak u sąsiadów, jest pełna rdzy. - W Leleszkach wodociąg robili, na innych koloniach też, a nas ominęli. Tak się tutaj dalej mordujemy - mówi ze łzami pani Stefania.

Dyrektor szczycieńskiego sanepidu, Grażyna Sosnowska zapewnia, że w ostatnim czasie nie wpłynęła do niej żadna skarga mieszkańców Gromu na jakość wody. Dodaje, że jeżeli mają do niej zastrzeżenia, powinni dostarczyć próbki do badania, które prowadzone jest bezpłatnie. Jeśli nawet wykaże ono przekroczenie norm szkodliwych substancji, nie zobowiązuje sanepidu do żadnych działań z urzędu.

- To studnie prywatne i właściciele powinni występować do gminy o budowę wodociągu - tłumaczy Grażyna Sosnowska.

KARETKA NIE WJEDZIE

Brak wody to nie jedyna bolączka mieszkańców gromskiej kolonii. W opłakanym stanie znajduje się droga wiodąca do ich domostw. Nawet teraz, w porze letniej, trudno tędy przejechać samochodem. Koleiny i błoto sprawiają, że łatwo uszkodzić auto. Zimą gospodarstwa są praktycznie odcięte od świata. Doraźne naprawy, wysypywanie piasku czy gruzu nie daje rezultatu.

- W razie potrzeby karetka pogotowia tu nie wjedzie. Zatrzymuje się w Gromie - mówi Marianna Mróz, która z racji choroby często potrzebuje interwencji medycznej. Mieszkańcy mają wiele żalu do burmistrza Pasymia Bernarda Miusa.

- Przed wyborami przyjeżdżał tu jeepem i obiecał, że poprawi drogę. Nie dotrzymał słowa - nie kryje goryczy pani Marianna.

MUSZĄ CZEKAĆ

O problemach mieszkańców informował radnych i burmistrza sołtys Gromu Andrzej Kwiatkowski. Bernard Mius zapewnia, że sprawa jest mu znana, ale na razie nie ma możliwości zbudowania wodociągu Mrozom i Zawrotnym.

- Takich miejsc na terenie miasta i gminy jest więcej - mówi burmistrz Pasymia. Potwierdza, że obowiązek zapewnienia mieszkańcom wody nakłada na samorząd ustawa, ale na zaspokojenie wszystkich potrzeb nie ma środków finansowych. Dlatego w najbliższym czasie będzie się koncentrował na całych wsiach, które jeszcze nie mają wodociągów. Obecnie

pasymski samorząd składa wniosek na budowę stacji uzdatniania dla miejscowości Tylkowo - Rutki. W dalszej kolejności wodociąg ma być położony na odcinku Miłuki - Krzywonoga.

- Rodziny z Gromu muszą uzbroić się w cierpliwość i czekać - mówi burmistrz. Ma dla nich za to dobre wieści jeśli chodzi o drogę dojazdową.

- Asfaltu nigdy tam nie będzie, ale wyrównany ją i nawieziemy pospółki - zapowiada.

Przy okazji zaprzecza, by przed wyborami cokolwiek obiecał rodzinom z Gromu. Mieszkańcy twierdzą jednak co innego i czują się oszukani przez burmistrza.

- Na pewno nie oddam już swojego głosu na pana Miusa - zapowiada Marianna Mróz.

Ewa Kułakowska